téj nićmi bez energii — sztuką więc było wdziać tę pajęczynę nie rozrywając na kawałki.
W tém Bolko był mistrzem, palce jego wciskały się jak złodzieje pod skórę, insynuowały łagodnie, wślizgały nieznacznie, trzymały spokojnie i rękawiczka obałamucona — wytrzymywała.
W oknie już nadchodzący mrok widać było, komary zaczynały na noc zajeżdżać do izdebki — zegarek wskazywał trzy kwadranse na ósmą, wielkie dzieło było ukończone, — pozostawało narzucenie lekkiego paletocika na ramiona, i chustka do nosa.
Chustka do nosa reprezentacyjna, trochę zmięta, lecz z nosem nie widująca się nigdy, miała schronienie osobne — druga do posługi prozaicznéj, spoczywała w kieszeni innéj. Bolko miał tę przytomność umysłu iż nigdy nie wydobył téj któréj ukazać nie potrzebował.
Na stoliku leżała skórzana portmonetka; właściciel o mało niezapomniał o niéj. Wziął ją w rękę z westchnieniem i poszedł do okna. Staranny egzamen wszystkich jéj komórek nie wykazał więcéj nad jednego rubla, jednego imperyała i kilku sztuczek drobnéj monety. Nie było już czasu zająć się uporządkowaniem izdebki, którą ubieranie się zarzuciło gracikami niepotrzebnemi, Bolko odłożywszy to na późniéj, pospieszył, gdyż zegarek prawie ósmą wskazywał. Miał jeszcze kawał drogi ze Ś-to Krzyzkiéj ulicy na Krakowskie.
W ulicy z pewnością nikt by się nie domyślił, że ten panicz schodził ze strychu, można go było wziąć za arystokratyczną istotę gnieżdżącą się na
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/34
Ta strona została uwierzytelniona.
— 26 —