— A, cieszysz się z tego? — podchwycił Maciórek.
— Panna była lekkomyślna — rzekł Bolek — sądziłem, że przywiązawszy się do mnie, ustatkuje — ale gdzie tam! Lepiéj że się tak stało.
— Zapewne, jeżeli tak lekkomyślna — rzekł profesor siadając.
— Gorzéj jest — dodał Boleś — że ja wczoraj musiałem zerwać z tym Bombasteinem.
— O! o! zerwałeś z nim! proszę — odezwał się Maciórek — po cóż było tak spiesznie.
Sanermann naglił! — rzekł Bolesław. — Napisałem potém do niego że wracam, ale mi nawet dotąd nie dał odpowiedzi.
Profesor pokręcił głową.
— Fatalny skład okoliczności, wcale jakoś nie dobrze! Ja znam p. Samuela, jak się raz obraził — bywaj zdrów! Ha! — dodał — na to nie ma ratunku. Cóż teraz myślisz z sobą?
— Sam niewiem.
Milczał czas jakiś Maciórek.
— Fatalny skład okoliczności! — powtórzył po cichu — bardzo fatalny, tém bardziéj że z Sanermannem téż niema co i gadać.
Przybity Bolesław westchnął.
— Ale musisz miéć pieniądze? — dodał profesor po cichu.
Z odpowiedzią nie spieszył spytany, milczenie trwało minut kilka.
— Żebyś téż sobie nie oszczędził? hę? — spytał powtórnie Maciórek.
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/342
Ta strona została uwierzytelniona.
— 130 —