szłości, jak widzimy, krążyły nie około czego innego, tylko około łatwego zdobycia środków próżnowania. Nie tak już teraz wysoko sięgał ex-hrabia, tłómacząc sobie że w wyższych sferach, zepsutych, przesądami strawionych, ocenionym nie będzie.
Spadłszy tak nizko, gotów się był i mniejszém zaspokoić.
Z temi powikłanemi nadziejami przyszłości, poszedł wprost do kawiarni, w któréj prawie pewien był znaleźć Maciórka. W istocie szanowny profesor, który był konserwatystą znakomitym, ze stanowiska swojego wyrzucić się nie dawał. Około niego mieniało się i przewracało wszystko, on — trwał ze swym starym parasolem, chustką od nosa, uśmiechem poważnym i twarzą pięknie wypogodzoną, znamionującą sumienie czyste i żołądek nie próżny.
Na widok siostrzeńca, jakby upiora z grobu wstałego, poruszył się mocno wuj, zdziwił, zaciekawił. Bolesław już miał twarz znowu zarozumiałości i pewności siebie pełną.
— Cóż to się z tobą działo? — spytał wuj czule — napróżno cię szukałem? byłem w obawie.
— Byłem chory — ale, już wyzdrowiałem zupełnie, dzięki przyjacielowi mojemu doktorowi — odparł siadając pan Bolesław. — Cóż tam słychać w świecie?
— W jakim? — spytał Maciórek.
— Co porabia braciszek kochany? hę? — szepnął Bolek.
Professor się skrzywił, głową potrząsł.
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/351
Ta strona została uwierzytelniona.
— 139 —