Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/358

Ta strona została uwierzytelniona.
—   146   —

Dziewczę szczebiotało z gorączkowym pośpiechem.
— Stój że pan, nie ruszaj się — ja Arci dam znać i wprowadzę pana...
Znikła mówiąc i pobiegła. Nie upłynęło i pięć minut, gdy z ciemności wynurzyła się w drugim kątku i skinęła, aby szedł za nią.
Bolesław był posłuszny. W progu z rękami załamanemi stała Arcia, nie wiele zmieniona, pulchniejsza tylko jeszcze, niż była.
Siostra popchnęła go, śmiejąc się, do pokoiku i drzwi za nim zamknęła, sama stając na straży z towarzyszem, który właśnie od dołu wschodów się zjawił.
Pokoik panny Arkadyi, nie był ani ładny, ani porządnie utrzymany, nie przyjmowała w nim nigdy nikogo. Sukienki leżały, wisiały, walały się po wszystkich kątach, toaleta zajmowała dość miejsca, a na niéj nieład był, który tylko młodości wybaczony być może. Arcia ręce załamywała, potém rzuciła się na szyję dawno niewidzianemu.
— Co się z tobą działo? żeby ani się zgłosić? myślałam już, że chyba umarłeś, o mój Boże! co ja tych łez wylałam! O włos mnie nie wydali za Wilbacha — co był w korzennym sklepie na Długiéj. Ordynaryjny człek — ale byłabym już poszła dla matki, bo sobie rady dać ze sklepem nie może. Gdzieżeś ty był? co się z tobą działo?
— Ja? — odparł, tragiczny ton przybierając, Boleś — byłem przez familią wysłany, miałem nadzieję otrzymać miejsce w dyplomacyi. Gwałtem mnie