Było już blizko wpół do dziewiątéj, gdy stanął u drzwi, które mu czarno ubrany służący grzecznie otworzył. W przedpokoju wiszące paltociki i chustki zwiastowały, że część zaproszonych osób była już w salonie.
Pominąwszy jeden pokoik jakiś przechodni, oświecony lampą i ubrany kilką staremi krzesłami, Bolko otworzył drzwi i znalazł się w rzęsisto oświetlonym salonie, z którego żywa wesoła buchnęła rozmowa. Było już osób kilkanaście.
Salon podobny do wszystkich innych, nie odznaczał się niczém szczególném, był nawet dosyć eleganckim, lecz smak właścicieli nie nadał mu charakteru. W głębi otwarty już, piękny, fortepian nowy najwięcéj zwracał oczy. Sprzęty, firanki, ozdoby pokaźne i zbytkowne niby, były tuzinkowe. Na kominie zegar bronzowy ogromny, dźwigał zamyśloną niewiastę, spartą na kolumnie. Na głównym stoliku paradował bukiet rozpostarty szeroko i dużo książek w oprawach olśniewających złotem.
Niedaleko od drzwi wchodowych znalazł się gospodarz. Poważna, otyła figura, z łysiną, — twarz rozrumieniona, szczęśliwa sobą, niby dobroduszna, pyszna trochę, chwilami mająca błyski oczów jakieś dziwne i niedające się z wyrazem jéj pogodzić.
Trochę daléj stała gospodyni, osoba wspaniała, jeszcze pragnąca być piękną a niegdyś pewnie piękna bardzo, wygorsowana dosyć, z rękami także do pół odkrytemi, olśniewającemi białością i śnieżnością, wystrojona i okryta biżuteryą, za któréj
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.
— 28 —