— Mam ci powinszować? — dorzucił — w mieście powiadają, że się żenisz z panną Emmą?
— Kto ci to mówił? — spytał Bazyli.
— Mówią o tém powszechnie, nie pamiętam, od kogo to słyszałem wczoraj. Cóż, prawda to?
— Nie będę się zapierał projektu — odezwał się Bazyli — ale nie mogę się żenić, dopóki nie będę pewnym, że żonę potrafię utrzymać przyzwoicie. Posagu niema.
— Jakto? żadnego? — zawołał Boleś.
— Na teraz żadnego, radzca jest w interesach — dokończył sucho Bazyli.
— A toż prawda, że Serafina żenicie?
— Radbym, aby się to sprawdziło, bo domowi cięży — rzekł z niesmakiem doktor. — W posagu ma pan Serafin tęgą butę szlachecką i więcéj nic, — a panna nie ładna ale milionowa.
— Miliony na gałganach zrobione? — rozśmiał się Boleś — gdzieś na Franciszkanach.
— Choćby i na gałganach — rzekł doktor surowo. — Wolałbym to, jak lichwę. Z pewnością Serafin téj ospowatéj panny nie wart...
Nie odzywał się już p. Bolesław.
— Zatém z mojego projektu u mecenasa? — spytał wstając Bazyli.
— Nic, dziękuję ci — odezwał się Bolesław. — Stanowisko podrzędne, jakiś tam adwokat miał by się mną posługiwać? Ja mam we krwi, że się nie łatwo poddaję i słucham. Na widoku zaś są daleko świetniejsze rzeczy.
Doktor go pożegnał, nic już nie mówiąc.
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/361
Ta strona została uwierzytelniona.
— 149 —