Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/368

Ta strona została uwierzytelniona.
—   156   —

— Być może iż go przyjmę — rzekł namyślając się gospodarz — ale pan, jeśli się nie mylę, jest już w spółce z p. Samuelem.
— Cóż to szkodzi?
Bolesław się skłonił.
— P. Samuel mocno mi uchybił.
— Pan jemu także! bądźmy szczerzy — podchwycił Sanermann. — Ja sam byłem sprężyną, ale muszę być sprawiedliwym. Tu jest tylko kwita — cha, cha!
— Ale po takiém doświadczeniu — dodał Bolesław — kwitujmy lepiéj oba z siebie na przyszłość.
— Co ja panu powiem — odezwał się Sanermann — w interesach nie powinno być ani gniewu, ani miłości, tylko Geschäft.
— Ja mam inne wyobrażenia — zamknął Bolesław.
Sanermann się zadumał trochę i ręką po brodzie powiódł, jakby probował, czy dobrze jest ogolona.
— Ja panu co powiem — powtórzył cicho — niech się pan nie spieszy z tą rewolucyą w bankowych sprawach, niech się pan namyśli dobrze — i niech pan ze mną czasem pogada.
— Gdyby mi kapitały nadeszły — przerwał Bolesław, zbliżając się do niego, widzi pan, ja teraz chcę być bardzo, bardzo oszczędnym — i mieszkania nawet nie spieszę najmować, czy mogę rachować na to, że pan je do swéj kassy weźmiesz w depozyt, póki ja sobie lokalu nieopatrzę?