Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/372

Ta strona została uwierzytelniona.
—   160   —

staje się bohaterem! Ludzie koło niego tańcują — i gotów być obiadek do zjedzenia! Nie pojmuję.
Wtém pod ręce się wiodąc, jak dwaj starzy, dobrzy przyjaciele wyszli z gabinetu p. Samuel z Bolesławem, śmiejąc się, szepcząc coś po cichu, uradowani oba. Bombastein zbliżył się do Maciórka.
— Ja w domu nie lubię obiadków dawać, kobiety zawsze zawadzają, jutro sobie u Bouquerela ziemy we czterech, co?
Skłonił się profesor.
Wszystko tedy było skończone — zgoda między panami chrześciańskiemi zawarta. P. Bolesław, jakoś już dłużéj niemając ochoty rozprawiać, wziął zaraz za kapelusz i opuścił kawiarnię. Potrzebował sam z sobą być i namyśléć się, co z tego wszystkiego wyniknie. Odegrał rolę swoją wybornie, złudzenie było zupełne — może nawet posunięte za daleko; jednakże spektatorowie musieli z niego być wyprowadzeni. — Na czém się to więc skończyć miało?
Jak było wyjść z tego położenia, aby się nie przyznawać do kłamstwa i nie być zawstydzonym.
Położenie to wątpliwe mogło się przeciągnąć, w najszczęśliwszym razie, chociażby parę tygodni, ale potém? Grać rolę kapitalisty, nie mając kapitału, można bardzo krótko tylko, przeciągnąć się ona nie daje.
Prawie machinalnie, nie mając co z sobą począć, Boleś skierował się ku kamienicy Rehmajerów. Mrok padał, była to najlepsza do odwiedzin godzina, tu i owdzie światła zapalać zaczynano. Zdala