Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/383

Ta strona została uwierzytelniona.
—   171   —

mysły jedne od drugich wspanialsze, a tak proste, nieochybne, zwycięzkie na pewno — iż on, co przed chwilą rozpaczał prawie, przyszedł do przekonania, iż był w położeniu najszczęśliwszém, którego by na żadne inne nie mieniał.
Śmiał się teraz ze strachu, który go niedawno ogarniał, szydził z głupiego Żaka, co mu odmawiał kapitału. Wino mu powiedziało, że powinien był śmiało daléj kroczyć w tym samym kierunku i mówić o swych kapitałach. Tymczasem coś — nie to, to tamto znaleść się musiało, poczciwy los powinien był coś nastręczyć.
Do poduszki wypiwszy ostatnią szklankę, pan Bolesław powiedział sobie kładnąc się, iż pracując tak myślą i głową nieustannie, potrzebował koniecznie czegoś podbudzającego, — postanowił nie zaniedbywać tego środka, który siły spotęgowywał. Spał potém jak kamień, a że nazajutrz czuł się trochę ciężkim, do herbaty rannéj dolał rumu, co go zaraz orzeźwiło.
Nim nadeszła godzina proszonego obiadu pociągnął tam i owdzie pokazać się na mieście z miną tém lepszą im mniéj wiedział co jutro będzie. Maciórek się z nim zszedł przed hotelem, podali sobie ręce. Profesor był tego dnia poważniejszy jeszcze niż zwykle, czuł całą wielkość zobowiązań, jakie na siebie bierze człowiek przybywający na obiadek wykwintny. Dla tego kawy zrana zaledwie dotknął i wstrzymywał się od wszelkich przekąsek, aby z całą świeżością apetytu stawić się do apelu.