Poklepał się profesor po brzuchu.
— Spekulować dobrze można tylko na dwóch rzeczach, na tém co łechce miłość własną i co brzuch wypełnia a podniebieniu pochlebia. Ma rozum, powiadam ci.
Rozmowę tę przerwało amfitrionów przybycie i podanie przekąsek, do których Maciórek nie brał się zbyt skwapliwie.
— Z kaparkami radzę ostrożnie — rzekł — są one zdradzieckim podstępem, aby odjąć apetyt do potraw następujących. Doktor mi jeden mówił, że i zupy jeść nie należy, kto chce...
W tém spojrzał Maciórek na menu obiadu na którym stała — Turtle soupe — i zamikł.
Siadł zawiązując serwetę pod brodę, rozkładając ją do koła, i z rozjaśnioną twarzą wziął się do pożywania darów Bożych.
— Właśnie już dziś — odezwał się Bolek — spotkałem brata mojego, który część kapitałów naszych odebrał. Namawiałem go do spółki naszéj, lecz, waha się jeszcze — nie wypadało mi nalegać.
— A czemuś go pan na obiad nie prosił? — odezwali się jednocześnie dwaj amfitrionowie.
— Jest to człowiek dziki — rzekł Bolek — towarzystw unika, lubi naukę i samotność.
Maciórek popatrzał nań, jakby mu oczyma dawał Bravo! — i wrócił do talerza.