Kilka razy udało mu się nawet widziéć z nią na wschodach i wymódz na niéj zasiłek mały — na ostatek, gdy raz mniéj oględnie dostał się na górę, gdzie nań pewnie czatowano, Wilbach, człowiek prosty, gbur w całém znaczeniu wyrazu, z kijem wypadł z zasadzki i waląc nim ze schodów go spędził. Odtąd nieśmiał już się pokazywać w kamienicy pan Bolesław, grożąc tylko najokropniejszą zemstą. Do téj jednak nie przyszło.
Gdy się wszelkie środki wyczerpały, miał odwagę po wódce pójść do doktora Bazylego (ten już był żonatym) i żądać od niego bezwstydnie nowéj pożyczki.
Doktor, który od progu poczuł w nim wódkę, znalazł się najnielitościwiéj, powiedział mu ostrą prawdę, i nic nie dawszy, za drzwi go wyprawił.
Już odchodzącemu, ulitował się widać, otworzył drzwi — ofiarował mu na górze izbę i zajęcie, ale z tém, żeby kropli wódki do ust nie brał.
Na to z pogardą mu odpowiedział Boleś, że niepotrzebuje łaski jego, że zna nikczemny jego charakter, że nim się brzydzi, jako człowiekiem egoistą i podłym. Drzwi się zamknęły, burczał na wschodach i zszedł z nich wprost do szynku, gdyż tak był zburzony, że się koniecznie musiał czemś posilić.
Do ostateczności przywiedziony potem pisał i przepisywał różne rzeczy p. Bolesław, najczęściéj po szynkach, gdzie różnych znajdował klientów, dawał rady prawne i razem z nieborakami przeciwko zepsutym ludziom, światu podłemu i nie-
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/389
Ta strona została uwierzytelniona.
— 177 —