wie i zniknął w tłumie, który się na nim roił. Boleś krokiem opieszałym, zamyślony posuwał się ku kłodzie. Woda jakoś wcale mu się tu nie zdawała tak głęboka, jak twierdził stary, powierzchnia jéj była gładka, śladu żadnego na niéj wiru niedostrzegł. Przypomniał sobie, że bywają i takie zdradzieckie miejsca na największych głębinach. Kłoda stara na pół zgniła, była tu jakby umyślnie położoną na to, aby na niéj niepotrzeby surdut zrzucić. Obejrzał się w koło i żywego nie zobaczył ducha. Zmierzch nadchodził szybko. Zrzucił więc surducinę wytartą z siebie — i wołając — kiep świat! — puścił się do wody — skoczył, zanurzył, zniknął.
Niestety, właśnie w tém samém miejscu, które mu ten niegodziwy wskazał, płytko tak było, że woda do szyi nie dochodziła. Instynktowo puścił się daléj p. Bolesław, żywszy prąd chwycił go i unosić zaczął. Znikł kilka razy, wydobył się — otrzeźwiony walczył chcąc się znowu ratować, wreszcie — poszedł na dno.
W téj że chwili ludzie biegli tu kupą i czółen na którym stary siedział z fajeczką, pędził ku miejscu, gdzie się topielec zanurzył. Dwóch zdjąwszy odzież, popłynęło za topielcem i jeden z nich wyciągnął bezprzytomnego z wody... Rozciągnięto go na ziemi i zwykłemi środkami ratować zaczęto, a w kilkanaście minut przywołano do życia. Gdy p. Bolesław oczy otworzył i znowu się ujrzał na tym samym świecie, z którego się na inny prze-
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/393
Ta strona została uwierzytelniona.
— 181 —