kraść pragnął, zatoczył oczyma błędnemi i zamknął powieki, dając z sobą robić co chciano.
Nadbiegła policya, kazała go zawieść do szpitala. Tym to sposobem nazajutrz rano przybyły jako ordynaryusz do niego doktor Bazyli, dowiedział się od felczera na służbie będącego, że pod numerem 9 leżał człowiek, którego wczoraj z Wisły wyciągnięto.
Ciekawym będąc w jakim się znajdował stanie ów topielec, poszedł pod numer 9.
Jakież było podziwienie jego, gdy w wybladłym znędzniałym, trzęsącym się dziwnie człowieku, który błędnemi oczyma wodził do koła przestraszony, poznał dawnego towarzysza i przyjaciela.
Stał z początku niemy i łza mu się zakręciła w oku. Patrzał i pytał sam siebie, czy należało ocalić to życie, i probować jeszcze coś z niego uczynić dla świata.
Bolesław, choć go poznał, nie odezwał się wcale Bazyli czuł się tu lekarzem tylko, wziął go za puls, spytał co mu dawano. Od rana topielec błagał i dopraszał się wódki, któréj mu odmawiano. Widząc przed sobą doktora, nie pomyślał o czém inném, i zawołał głosem ochrypłym.
— Wódki! wódki!
Doktor potrząsł głową i odszedł...
Największą męczarnią dla ludzi, których nałóg opanował, jest pozbawienie środków zaspokojenia go. Bolesław dochodził prawie do szału i wściekłości. Musiano go strzedz, bo lekarz nakazał, aby szczególny nadzór nad nim miano. Nad wieczorem
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/394
Ta strona została uwierzytelniona.
— 182 —