zdawał się usypiać ze znużenia i stróże odstąpili trochę, pobudził ich łoskot jakby spadającego ciała, przybiegli gdy topielec na cienkim sznurku sprobował się był powiesić nad łóżkiem, ale nie dokazawszy czego zamierzał, bo i sznur i hak się urwał, miotał się i pienił w gniewie.
Nazajutrz doktor Bazyli dowiedział się ze zgrozą o tém nowém pokuszeniu — i przybywszy do łóżka, usiadł przy dawnym towarzyszu.
— Nic nie pomoże, panie Bolesławie — rzekł — potrzeba żyć i nowe życie rozpocząć.
Nie było na to odpowiedzi. Wysiedziawszy dosyć długo, widząc że słowem na chorego nie podziała, musiał Bazyli uciec się do środków lekarskich, ktoreby pewne uspokojenie sztuczne sprowadziły. Cały mu się poświęcił, nieopuszczając prawie szpitalu.
Czynił co mu kazał obowiązek, chociaż w duszy sam się pytał, czy było podobieństwem wyleczyć zepsucie i zwichnięcie moralne, inaczéj jak środkami najgwałtowniejszemi. A i tych wybór jeszcze był trudnym! Miał i organizm i temperament, i wychowanie udział w skrzywieniu tego człowieka, w jego upadku, możnaż było temperament charakter i piętna, które zostawiło wychowanie, znieść wpływy przeciwnemi?
Było to zadanie zaprawdę godne psychiatry i lekarza ciała, Bazyli się nie cofał przed niém, choć wątpił zupełnie o skutku.
Człowieka trzeba było znowu niemal uczynić dziecięciem i na nowo go wychowywać, pozbawić
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/395
Ta strona została uwierzytelniona.
— 183 —