Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/403

Ta strona została uwierzytelniona.
—   191   —

W pierwszych dniach pobytu w domu tym i w mieście, prace mikroskopowe znacznie zwolniały — wziął się do nich żywiéj potém Bolesław, ale jakoś bez tego smaku co w szpitalu. Doktor przychodził, uważał, notował i tłomaczył sobie to przejście i wpływ wspomnień, jako rzecz naturalną. Rozbudzał jak mógł i umiał do studyów.
Szły one daléj, lecz opieszaléj znacznie, niż wprzódy.
Do poczciwych państwa Skwojszów pewnie by się nie dał wciągnąć tak łatwo p. Bolesław — gdyby we wspólnym korytarzu nie spotykał się ciągle z panną Cecylią. Panna, jakeśmy mówili, niezbyt była młodą, zbliżała się do trzydziestki, raz już miała wychodzić na pewno za mąż, lecz młodzieniec, z którym była zaręczoną, z tyfusu umarł. Chodziła odtąd czarno i świat jéj zobojętniał. Piękną była, miała oczy czarne, wyraziste, a choć troszkę siedzenie ją może do zbytku zaokrągliło, choć opuściła się w stroju, wyglądała ponętnie. Zdaje się, że czarne oczy panny Cecylii ciekawie się wpatrujące w nieznajomego przybysza, z zajęciem i współczuciem go ścigające, uczyniły na nim wrażenie pewne.
P. Bolesław wieczorem raz poszedł do Skwojszów. Przy herbacie i warcabach, rozmowa się rozpoczęła, i — zagadywany o przeszłość, pacyent puścił się trochę dawną metodą w państwo fantazyi, opowiadając epizody z żywota swojego, przetworzone na wcale udatne powieści i dramata. Skwojszowie oboje słuchali z oznakami najwyższe-