Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/405

Ta strona została uwierzytelniona.
—   193   —

wych kwiatów — doktor się domyślił w progu wielkiéj tajemnicy, westchnął, lecz, po czasie nie było już co mówić — ani na co narzekać.
Nigdy w świecie się tego nie spodziewał, a gdy przy wieczerzy tego dnia pan Bolesław już pół gospodarz przyszedł do niego z kieliszkiem wódki, przepijając, rzucił nań wejrzenie takie iż Tanczyński cały się zapłonił.
— Nie bój się — rzekł cicho — non bis in idem.
— W takim razie najlepiéj ani w usta! — odparł doktor.
Bolesław kieliszek postawił nietknięty.
Nie miał już teraz obowiązku zajmowania się przyjacielem doktor, obserwacye mikroskopowe zostały zawieszone, pan Bolesław miał na myśli kupienie większego i doskonalszego mikroskopu i rozmaitych pomocniczych narzędzi. W pierwszych miesiącach po ślubie o pracy mowy być nie mogło, odbywano wycieczki do Bielan, w okolice, zjadano podwieczorki, zapoznawano się z krewnemi. Skwojszowie byli może szczęśliwsi, że córkę wydali, niż Bolek, że się ożenił. Był bowiem najmocniéj przekonany, iż popełnił mezaljans, wzdychał nad tym upadkiem. Przed obiadem kieliszeczek nie zdawał mu się szkodliwym, po kawie naparstek likworu także. Czasem gdy się robiło zimno, musiał się czémś zagrzać.
Jednego dnia na Bielanach w restauracyi nastąpiło niespodziane zetknięcie się z Maciórkiem.
Profesor przybył tu z jakimś ze wsi szlachcicem, który chciał klasztor odwiedzić, a po męczącym