nym. Uściskał rzewnie siostrzeńca, nie bez nadziei, że u niego kiedyś jeść będzie, tym czasem darząc go moralną nauką od serca.
W niedostatku innéj familii, którą by mógł państwu Skwojszom okazać, przyznał się Bolesław do rodziny po — matce, przyprowadził im profesora i zaprezentował brata. Maciórek od razu sobie pozyskał serce starego Skwojsza, swym charakterem szlachetnym i moralnemi zasadami, jakie wygłaszał. Raz na zawsze proszono go na warcaby wieczorami.
Co daléj? spytacie — niewiem nic nad to więcéj, iż żona pana Bolesława, wielce do męża przywiązana, boleje nad tém, że już teraz nigdy trzeźwym do domu nie przychodzi. O historyi rodziny Tanczyńskich nawet stary Skwojsz poczyna wątpić, w tak przerozmaity sposób, coraz z nowemi waryantami zięć mu ją opowiada.
Doktor Bazyli, zmienił mieszkanie, a ile razy mowa jest o Bolesławie, mruczy, głową potrząsając: — Czém się skorupka za młodu napoi...