przywiązując wagę, — odciągnął doktora do małego stoliczka na herbatę — we dwojgu.
— Dowiaduję się od p. Bolesława, odezwał się z cicha, że panowie się znacie z nim od uniwersytetu?
Doktor pamiętny na to o co go proszono — potwierdził dosyć ostrożnie.
— Tak jest, spotykaliśmy się z nim, chociaż na innych fakultetach słuchając wykładów, mało miałem zręczności zbliżenia się.
— Młodzieniec bardzo przyzwoity — i znakomitego rodu! — dodał Radzca.
Doktor zdziwiony nieco spojrzał na niego.
— A tak! tak! — odparł radzca sięgając do kieszeni i szukając w niéj biletu wizytowego — który podał nieznacznie doktorowi.
Bazyli znał Bolesława zawsze jako pana Tanczyńskiego w uniwersytecie, niemało się więc zdumiał ujrzawszy na karcie wizytowéj nazwisko Bolesław Tęczyński, i u góry herb Topor.
W milczeniu obejrzał kartę i nic nie mówiąc oddał radzcy, który ją schował do kieszeni.
— Ja sam byłem tego przekonania, dodał, że stary ów ród Tęczyńskich wygasł zupełnie, ale się okazuje, że gałąź jego jedna pozostała i doszła do naszych czasów. Na pańskim koledze znać zaraz tę krew starą i pochodzenie arystokratyczne.
Doktor popijał herbatę, nie przedłużając rozmowy w tym przedmiocie, który mu był obcym. Śmiać mu się wprawdzie chciało z tego nowo kreo-
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/42
Ta strona została uwierzytelniona.
— 34 —