poznać było trudno — milczał, był grzeczny, wstrzymywał się od żartów, jadł i kłaniał się.
Dzieci także łaski u niego nie miały i z niemi się nie wdawał. Zapewne długa praktyka pedagogiczna wstręt do nich spowodowała; lecz dosyć było dlań zobaczyć wyrostka, aby mu się humor popsuł.
Jako ex-profesora kilku przedmiotów, bo nauczał niegdyś i matematyki i historyi i nawet podobno raz kalligrafii, gdy szło o pensyą wakującą — ojcowie czasem zapraszali go do egzaminów. Choć zwykle grzeczność ta opłacała się dobrą wieczerzą, winem, obiadem, profesor rzadko się podejmował téj posługi. Z przyjaciółmi był w tym względzie otwartym.
— Mój dobrodzieju, mawiał — dajcie mi z tém święty pokój. Szczęśliwy jestem żem profesorem być przestał i z temi berbeciami nie mam do czynienia! Uwolńcie mnie! Nic nie umiem! pozapominałem wszystkiego! Tańcować będę dla waszéj przyjemności jeśli chcecie, ale egzaminować smarkaczów... to choroba dla mnie...
Najokropniejszą klęską dla profesora był tak zwany przez niego psi czas, gdy na podwórzu szalała zawieja, smagał deszcz, ryczała burza, ślizgawica była lub pora nie do wyjścia. Tylko w razach zupełnéj niemożności wystawienia nosa na ulicę, siedział w domu, skromny deszcz spokojny, śnieg cichy, mały wiatr nawet nie zrażały go, probował stawać z nim do walki i dopiero gdy mu
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/56
Ta strona została uwierzytelniona.
— 48 —