parasol na nice się wywrócił, a zupełna niemożność wyjścia okazała się, powracał do domu.
Tu, siadał, fajkę palił i siarczyście się nudzić musiał, bo humor miał fatalny. Stawał w oknie i klął meteorologiczne harce... nie szczędząc wyrażeń dobitnych. Zdawało mu się co chwila, że to ustać powinno... Nadchodziła pora obiadowa, szedł stróż po jedzenie i przynosił je obrzydliwe same z siebie a do tego zastygłe... Profesor z rezygnacyą siadał, jadł zły zżymając się, lecz obowiązek utrzymania życia zmuszał do przekarmienia się zupą podejrzaną, sztukąmięsa wygotowaną, pieczystem wyschłém... Dojadał chlebem, którego w danym razie mógł skonsumować ilość znaczną, zwłaszcza gdy był świeży. Piwo służyło mu za napój. Po obiedzie, jeśli był w domu, drzémał, ale że to mu nocny sen psuło, więc humor cierpiał...
Profesor był znakomitym szachistą, w ostateczności z nudów dobywał połamane kościane czerwone z białem szachy i zadawał sobie temata do rozwiązania. I ot tak upłynęło mu jakoś życie. Na prawdę kwatera służyła tylko na nocne przytulisko, jak najmniéj w niéj siadywał, a nie przyjmował nikogo. Któż téż mógł miéć interes do niego? Jeśli towarzystwo starych wesołych wygów żądało go miéć dla pogadanki, w kawiarni, do któréj regularnie przychodził, składano zaproszenie i tam je odbierał. Z najlepszych jego przyjaciół mało kto wiedział nawet gdzie się gnieździł.
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/57
Ta strona została uwierzytelniona.
— 49 —