knie! Żebyś na ubogiego, starego wuja śmiał rachować. Fiksacya!
Bolek stał gniewny.
— Ale cóż mam począć! nie mogę się kompromitować pożyczając u innych?
— U żydka? na zastaw? nie ma najmniejszéj kompromitacyi! Przez to się nauczysz regularności. A po co było siadać do wista?
— Musiałem! — odparł Tanczyński.
Wuj obmywał brodę wodą ciepłą i nacierał starannie, odwrócił się do siostrzeńca flegmatycznie.
— Jeżeli z tém przyszedłeś — dodał — to ja ci słowo daję, że nadaremnie się fatygowałeś. Znasz mnie przecie. Ubogi jestem, ofiarować ci nie mogę, a pożyczać nie myślę.
— Ale na pierwszy...
— Ani na pierwszy, ani na żaden w świecie nie dam. Oszalałeś! Jeść ci przecie ktoś da na kredyt... pieniędzy tak bardzo nie potrzebujesz.
— Koniecznie — odparł Bolek.
— A! koniecznie! no, to weź u żyda.
— Żadnego nie znam.
— Ale, ale — wtrącił wuj — a tenże doktor, kolega przyjaciel co ciebie szukał. Od czegoż są przyjaciele? to jego funkcya! I doktor! doktorowie mają zawsze pieniądze. Idź do niego.
— Nie mogę!
— A do mnie to mogłeś! proszę — odparł profesor. — Dla czegoż do niego nie masz zaufania, fizys jakaś poczciwa i tak serdecznie się o ciebie dopytywał.
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/60
Ta strona została uwierzytelniona.
— 52 —