Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/61

Ta strona została uwierzytelniona.
—   53   —

— Niech go licho porwie! — odezwał się zniecierpliwiony Bolek.
— A! cóż to znowu?
— To intrygant!
Profesor spojrzał na zburzoną twarz siostrzeńca.
— Co ci to jest? mów jasno? Jużeście się popstrykali?
Milczał Bolesław czas jakiś, potém mu się z głębi piersi dobyło.
— Ten człowiek mi może popsuć najpiękniej osnute plany — rzekł. — Okazuje się, że jakaś tam stara przyjaźń była między jego ojcem a radzcą. Wszedł do tego domu. Prosiłem go, aby o mnie wcale tam nie rozpowiadał, nie wiem, czy mi słowa dotrzyma. Na pierwszym zaraz wieczorze do panny się zaczął przysiadać i bałamucić ją.
— Tak! a ty byś wolał sam to spełnić — wtrącił pedagog naciągając buty — to niegodziwiec wlazł ci w drogę; ale, proszę cię, tyś tam dawniéj znajomy, nazwałbym cię czterma literami, gdybyś go nie wykurzył. Sam mi mówiłeś, że masz tam zaufanie?
— To prawda — odezwał się Bolek — u wszystkich z wyjątkiem panny.
— Widzę że źle interesa prowadzisz, wolałbym żebyś u nikogo nie miał łaski, tylko u panny. Panna by się dała wykraść może!
Bolek ręką rzucił gniewnie.
Trafiło się, że bilet wizytowy, który miał założony w kapeluszu dla oznaki czyją był własnością, wypadł na ziemię. Nim Bolek miał czas go pod-