żych, z laseczką elegancką w ręku — rzekłbyś prawdziwego mieszczucha, gdyby opalona mocno twarz nie świadczyła, iż ze wsi przybywał i do miasta się tylko przystroił.
Profesor oddawszy ukłon, nie śmiał się odezwać, postać była — jakoś nieznajoma, nie mógł jéj przypomniéć sobie.
— Pan profesor dawnego ucznia swego pewnie nie pamięta! — dodał elegant.
— Bardzo przepraszam...
— A ja — com w skórę brał z łaski jego — jeszcze jakby dziś pomnę groźny głos pana professora!
I począł się śmiać serdecznie.
— Serafin Ottokar Brzuchowski... — dodał elegant... i rzucił się całować starego.
— Słowo daję! a no! teraz sobie przypominam! Serafin, zwali cię Brzuszydło? — krzyknął profesor, ale jakżem cię miał poznać! Wieki! wyrosłeś jak dąb... Cóż tu robisz?
— Prawdę powiedziéć?
— A tak — rzekł profesor — jak nie powiesz to ja ją odgadnę.
— Przyjechałem wytchnąć! Mam podnieść z banku małą sumkę, a przytém się chce trochę Warszawki użyć i o kłopotach domowych zapomniéć!
Spotkanie kawalera, który przybywał sumkę z banku podnosić i wczasu użyć, było wcale dla professora przyjemném, to téż okazał się dlań z prawdziwie ojcowską pieczołowitością. Nadewszystko ostrzegał o trutniach, oszustach, darmo-
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/65
Ta strona została uwierzytelniona.
— 57 —