dzała tam wieczory. Pozwolono jéj nawet wprowadzić z sobą pannę Emmę, która dwa czy trzy razy spędziwszy tam po kilka godzin, późniéj nie zbyt już wielką okazywała ochotę odwiedzania pani Laury.
Wieczory sobotnie były nadzwyczaj miłe ale zarazem jakoś nie zabawne: uwielbiano na nich gospodynię, ta się uśmiechała i dziwiła — mówiono po cichu, poważnie, oględnie — i rozchodzono się z ochotą do ziewania, do czego się nikt nieprzyznawał.
Ci co tam nie bywali — zazdrościli — a ci co wracali ztamtąd, nudy swoje w żywych malowali kolorach, wcale się do nich nie przyznając.
Radzca we cztery oczy rozmówiwszy się z żoną o salonie pani Laury, nie znajdował konieczném się w nim prezentować. W domu mawiano często o sobotnich wieczorach, szczególniéj przy gościach, aby się pochwalić niemi, i Bolek Tanczyński dowiedział się o pani Laurze z tego źródła. Radczyni raz na spacerze, z chłopcami i profesorem pokazała mu przejeżdżającą piękną panią.
Siostrzeniec pana profesora, który szukał sobie jakiéjś łatwéj przyszłości i rzucił był już okiem na pannę Emmę — znalazłszy tu za mało sympatyi dla siebie, chociaż o rozbudzeniu jéj powolném nie powątpiewał — uznał właściwém miéć coś w zapasie na wszelki wypadek.
Miał się za tak pięknego, iż rozkochanie niewiasty było dlań tylko kwestyą woli i czasu.
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/84
Ta strona została uwierzytelniona.
— 76 —