na — było to spojrzenie owe co jak strzała kupida przebija serce — zakochała się.
Wszyscy adoratorowie dawni znikli, przepadli, wydali się jéj okropni — ten lub żaden, powiedziała sobie.
Następnych dni ile razy Bolek zchodził na dół, zawsze ją, albo we drzwiach, albo na wschodach, albo w oknie musiał zobaczyć. Patrzała mu w oczy wprost, jakby mówiła;
— Chcę twoją być.
Bolkowi to niezmiernie pochlebiało, był tém dumny, panienka mu się podobała, ale kupcówna! z kawałkiem kamienicy i trzecią częścią sklepu!! A do tego ojciec był nie ponętny, brudny, gruby, z kędzierzawą głową, brzuchal, który miał brodawkę na twarzy i łajał tak czasem głośno, że go na strychu było słychać. Matka znowu, chodziła w perkalowym szlafroku, przydeptanych trzewikach, w okularach mosiężnych, z pończochą w ręku...
Arcia, która od mieszkającego na strychu, ubogiego młodzieńca nie mogła przewidywać rekuzy, śmiało i coraz śmieléj zaczęła mu się nastręczać. Paliła go oczami. — Gdy to nie pomogło, raz z okna nagle posłała mu ręką całusa i uciekła. Bolek westchnął — nad tą niepotrzebną ofiarą swéj fizionomii.
Był rad, ale sam przed sobą bolał nieco nad niefortunnym darem téj piękności, która go tak niebezpiecznym czyniła. Arcia była śmiała i rezolutna do — najwyższego stopnia.
Strona:PL Kraszewski - Ładny chłopiec.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.
— 81 —