Odzywał się król sam mięszając groźby i przyrzeczenie ukarania tych, którzy się winnemi okazali. Wszystko jednak napróżno — upór studentów na pochwałę zasłużyć nie mogąc, mocno jednak wszystkich zadziwił.
Jeszcze raz król głos zabrał:
— Pokazałem wam, rzekł, całą powolność moją, i chęć zaspokojenia żądań waszych. — Lecz zdaje się, że zły duch jakiś poduszcza was, abyście ani niczyich innych, ani moich uwag słuchać nie chcieli. Młodości tylko waszej i niedoświadczeniu przypisać musim upór w błędzie, i darować to, coście uraźliwego księdzu biskupowi powiedzieli. Ubogi i bogaty, znaczący i nikczemny równe u mnie mają prawo do sprawiedliwości. Uniewinnienie swoje nie znaczeniu i przyjaźni, lecz niewinności winien ks. Jędrzej. Dajcie się Waszmość raz przecie przekonać, będzie to z chlubą waszą, że się w zapalczywości upamiętać umiecie. Co się tycze sług, ci wedle prawa jako przekonani zabójcy przykładnie ukarani zostaną.
Ledwie tych słów król dokończył i powstał chcąc odchodzić, gdy się studenci z jednej strony sali, na której zgromadzeni byli, hurmem cisnąć ku niemu zaczęli.
— Jeszcze słów kilka chciej posłuchać Najjaśniejszy Panie, chciej baczyć na to, że bez powodu nie stalibyśmy uporczywie przy obwinieniu ks. Czarnkowskiego. Mniej to będzie kosztowna sprawiedliwość, jeśli dwóch nieznanych służalców zamożnego prałata pokutować będzie; lecz jeśli on sam ukaranym nie zostanie, my wyjdziem Najjaśn. Panie, tak, wyjdziem; prosim cię, błagamy na kolanach, chciej wejrzeć na łzy nasze i niewinną krew pobitych, sroższa będzie kara i więcej
Strona:PL Kraszewski - Żacy krakowscy.djvu/127
Ta strona została uwierzytelniona.