Strona:PL Kraszewski - Żacy krakowscy.djvu/135

Ta strona została uwierzytelniona.

odemnie wszystkim zgromadzić się do kościoła św. Franciszka. Niech tam czekają na przybycie biskupa i tego kogo im tam przyszlę od siebie.
Pokojowiec wyszedł.
— Ja, rzekł król, gotowem sam udać się do nich.
— To być nie może Najjaśn. Panie, przerwał biskup, nadęłaby się w pychę młodzież, widząc że ku nim sam wychodzisz Najjaśn. Panie. Śmiało by naówczas najdzikszych rzeczy domagać się mogli. Nie trzeba im obliczności twej Najjaśn. Panie pokazywać i powiedzieć, żeś najmocniej rozgniewany za ich zuchwalstwo.
— Zdaję się na waszą radę, księże biskupie, lecz pozwólcie mi przynajmniej, abym ukryty na chórze mógł być świadkiem wszystkiego.
— To od woli Waszej Król. Mości zależeć będzie, rzekł biskup — byle tylko pan Tarnowski niebawem przybył.
— Za chwilę go tu zobaczym, odpowiedział August, wiecie że wieś jego ledwie o pół mili ztąd oddalona a odmówić swego przybycia nie zechce. Jużby nawet być powinien, lub za lada chwilę.
Potem król przechodził się po komnacie i coraz wysyłał pokojowców dowiadywać się o przybycie kasztelana.
Po półgodzinnem oczekiwaniu wszedł do komnaty Tarnowski i natychmiast uwiadomiony o wszystkiem od króla, razem z biskupem udał się do kościoła. Król tymczasem w krytej lektyce uboczną drogą nieść się kazał do tegoż miejsca, a przybywszy witany pokornie od księży usiadł w chórze poza wielkim ołtarzem, zkąd za kratą nie poznany mógł wszystko widzieć i słyszeć co się dziać miało.