— Dziś rano, dodał Maciejowski powolnie, gdy się to rozgłosiło, zbiegli się do domku owego ze szkół i classes wszyscy studenci uczynek niegodziwy obwołując i razem się tu na zamek garną, ale już nie sług, tylko samego ks. Czarnkowskiego o zabójstwo obwiniają.[1]
— Więc idźcie wnet ku nim Waszmość odemnie, rzekł król, prędko biorąc za rękę Maciejowskiego, i prowadząc go ku drzwiom, idźcie i powiedzcie im odemnie, że im mam za złe, że na mnie naszli z krzykiem i hałasem jaki bywa między ciżbą po ulicach w pijanem pospólstwie.
— Powiem —
— Słuchaj-że Waszmość, powiesz im, że w niedługiem panowaniu mojem jeszczem się nigdy nie wzbraniał przypuścić kogokolwiek by najnędzniejszego do obliczności mojej. Powiedzcie im, że wszystko otrzymają, skoro się tego z przyzwoitą skromnością domagać będą: powiedzcie im że zapomnieli, iż królem jestem: powiedzcie im że na bezprawia sprawiedliwość jest zawsze i sądy.
Już posłannicy odeszli, a król długo jeszcze przezedrzwi powtarzał im swoje napominania, dopóki mu z oczu nie znikli.
Mikołaj Grabia podkanclerzy z Stanisławem Maciejowskim szybko przeszedłszy szereg sal i komnat, za zbliżeniem się do pokojów, z których wyjścia były na podwórzec zamkowy, usłyszeli z przestrachem coraz powiększający się wrzask i narzekania.
Tłum studentów stał podedrzwiami posłuchalnej sali
- ↑ To co mówi Maciejowski, słowo w słowo z Orzechowskiego kroniki.