i sprawiedliwości. Ksiądz Czarnkowski ubiegł nas pewien wygranej przy licznych koligacjach i plecach. Już i król ku nam zniechęcony, wysłał do nas takich, którzy chętnie o wszystkiem przed nim zamilczą, co ks. Czarnkowskiego obarczać może. — Lecz pomnijcie, jest Bóg który karze!
Idźmy ztąd, idźmy z naszą nędzą i łzami, nie ma króla i sądu dla biednych sierót!
— Ani waż się Waszmość, przerwał popędliwie Maciejowski, słów takich powtarzać w przytomności mojej. Powtarzam ci i wszystkim, że jedynie dla tego, iżeście tu bezładnie i krzykliwie jak gawiedź szynkowa naszli, król was widzieć nie chce i ku wam nie wychodzi. Ale jest sąd i sprawiedliwość, a narzekać na bezrząd i ucisk nie śmiejcie, dopókiście się nie przekonali, że wam sprawiedliwości odmawiają. Idźcie mówię do sądu, i w dziecinnej swojej zapamiętałości nie szermujcie[1] słowami bez przekonania.
To powiedziawszy, obrócił się z miną srogą ku mowcy który stał w tłumie i nieulęknionem okiem poglądał także na niego.
— Jak się Waszmość zowiesz? zapytał Maciejowski.
— Zowię się, odwracając się pogardliwie, rzekł student „nędzny sierota i żebrak.“
— Sszlachcic Waszmość jesteś?
— Tak dobry jak i wy panie Maciejowski, jeżeli nędza nie psuje szlachectwa. Toż samo nawet co wy noszę nazwisko, nie kryję go, ani się wstydzę, bom żadnej nie popełnił zbrodni. Jestem Lew Maciejowski Ciołek, jeżeli o tem wiedzieć chcecie.
- ↑ Nie wojujcie. Stary wyraz.