przezywała i szydziła ze mnie. Gdyby nie owa pokora, którąm przywykł w naszym stanie utrzymywać, którą wszelkie cierpienia odnosić zwykłem do Boga i cierpliwość którą uzbrojony zostałem kiedym przyjął imię wyrobnika w winnicy Pańskiej — nie wiem jakobym zniósł niesprawiedliwe narzekania.
Z południa jeszcze wczora przysłał do mnie ksiądz wikary od N. Panny Marji, abym mu przybył na wieczerzę pomódz czas przepędzić z bratem, który szczęśliwie onoco z zamorskich przybył krajów, na co przez tegoż sługę odpowiedziałem mu, iż przybędę. Jakoż z południa odprawiwszy co się z obowiązku i z serca Bogu z dnia oddać należało, wyszedłem pieszo ku niemu.
Zastałem tam już pana Wojnę, który nim się wieczerza zaczęła zabawiał nas wielce opowiadaniem o podróży swej i po dworach cudzoziemskich przebywaniu. Co zacz dziw, że w tem miłem gwarzeniu z wielce bystrego rozumu i obszernych wiadomości z panem Wojną przebiegł nam czas ku wieczerzy szybko, żeśmy się nie opatrzyli jak wieczór nas zaskoczył.
Byli też tam dwaj księża od św. Bernarda zdawna znajomi księdza Wojny i jego brata. Gdy przyszło ku wieczerzy, przyspieszyliśmy oną, gdyż wszystkich różne stanom ich właściwe zatrudnienia doma wzywały. Lecz gdyśmy jeszcze za stołem rozprawiali o Lorecie i Rzymie, zkąd relikwie wielkiej wagi ów podróżny bratu poprzywoził, wpadł sługa z oznajmieniem, że w stronie miasta około WW. Świętych rozruch się wszczął jakowyś. Jakby mnie jakie tknęło przeczucie, tak zaraz biesiadników pożegnawszy, gdy mnie jeszcze wstrzymywać się starali, mówiąc że to gawiedź pijana wadzić się musi, pospieszyłem do domu.
Strona:PL Kraszewski - Żacy krakowscy.djvu/37
Ta strona została uwierzytelniona.