Czas był średni między południem a wieczorem, czyli podług owczesnego rachunku zegarowego godzina 21sza[1], a dzień stał się pochmurny, tak że się prawie jesienne popołudnie zbliżaniem nocy wydawało; — gdy mimo okropnego wichru i co chwila mogącej spaść ulewy, wyszli studenci grześć trupy pobitych braci swoich. Najbogatszy mieszkaniec Krakowa, choćby sto płaczek najzdatniejszych do krzyku, jęczenia i lania łez najął, nie byłby miał pogrzebu, na którymby tyle lamentu było, jak ten któren mnóstwo zgromadzonego prowadziło ludu z ubolewaniom i żałością.
Szli ku Bernardyńskiemu cmentarzowi wszyscy a naprzód powstępowali księża uproszeni do tego obrzędu, w żałobnych kapach z krzyżem i chorągwią na której z jednej strony powiewała w powietrzu śmierć z kosą
- ↑ Tym sposobem liczą na 24 godzin we Włoszech, zachod słońca jest pierwszą i ostatnią.