i klepsydrą, z drugiej wizerunek Jezusa ukrzyżowanego.
Po za niemi niesiono w otwartych trumnach okrytych z boku całunami, ciała czterech ubitych przybrane w suknie, których im pobożni mieszczanie dostarczyli. Na wiekach trumien osobno niesionych leżały wieńce, a twarze blade umarłych spoczwarzone uderzeniami od których polegli, patrzały w niebo zamkniętemi oczyma. Na piersiach złożone mieli ręce, a w ręku krzyżyki i obrazki świętych patronów, z których nie jeden dłużej przetrwał w ziemi cały od ich nędznego ciała. Za trumnami szły tłumy niezliczone studentów śpiewając pieśni, przeklinając, pchając się i krzycząc. W pośród nich ukazywały się gdzie niegdzie łyse głowy mieszczan i okryte czółkami białychgłów, które ocierając fartuchem łzy z oczu szły z wolna za konduktem.
Błyszczały zatulane od wiatru niedogasłe świece i lekki dym kadzidła porwany wichrem unosił się i rozpływał w powietrzu.
Z okien, ze drzwi domów ukazywały się głowy mieszczan ciekawych wąsatych i gołowąsych, i kobiet w czółkach i z kosami. Tym sposobem przeszedł kondukt, a z ust do ust powtarzano w tłumie coraz dziwniejsze o zabiciu i zgonie tych studentów pogłoski. Jeden z współczesnych pisze że pełen był Kraków tego narzekania.
W chwili kiedy do przygotowanego dołu spuszczać miano ciała pobitych, wśród powszechnej cichości szumem tylko wiatru i gwarem ciżby przerywanej, Lew Maciejowski wstąpiwszy na kamień grobowy zwrócił powszechną uwagę wykrzyknikiem, głośno wymówionym, prowadzący do mowy na pamięć pobitych.
— Niech im Bóg da wieczny spoczynek!
Strona:PL Kraszewski - Żacy krakowscy.djvu/43
Ta strona została uwierzytelniona.