raz w niebie. Pójdziem my wszyscy do niego — a tymczasem idź ze mną, będę ci bratem.
— A toż co za drągal? odezwała się pani Florkowa — musisz Waść wiedzieć — rzekła do niego, że ja ją na rok cały zapłaciłam i ona u mnie służy.
Parobek spojrzał nic nieznaczącym, obojętnym wzrokiem na panią Florkowę, wziął dziewczynę za rękę, szepnął jej jakieś słowo na ucho i jęczącą jeszcze podniósł z ziemi, Na ówczas pokazała się jej twarz znowu, twarz zalana krwią i łzami, poczerniona ziemią i błotem, na której nic prócz oczu i zębów rozeznać nie było można. Halka już nie krzyczała, była spokojna, a parobek niezważając na wyrzekania państwa Florków trzymał ją na ręku i płachtą jakąś twarz jej krwawą ocierał. — Ona jak osłupiała, zgrzytała tylko zębami i dzwoniła jak w gorączce, przewracała oczyma i drżała jak kropla wody na liściu.
— Przysięgłabym, zawołała w tej uroczystej chwili pani Florkowa, że ta szalona zostawiła garnek z kaszą na ławie, a pies wyjeść ją gotów. Postój no tu mężu, żebyś ją do domu odprowadził, a ja pobiegnę.
To rzekłszy zaczęła się nazad przez tłum zapalczywie przeciskać i znikła. Ostatnich jej słów prócz bliżej stojących nikt nie słyszał, bo śpiewy księży zaczęły się znowu rozlegać po nad grobami a krzyki pospólstwa odpowiadać im.
Księża święcili trumny i ciała, grabarze trzymali sznury — Halka stała nieruchoma. Cztery trumny razem ruszyły się do dołów, a gdy jedna z nich, w której było ciało biednego brata Halki znikła jej z oczu, — ona zebrała sił ostatek, krzyknęła całą duszą, wyrwała się z rąk parobka i rzuciła się za nią w dół. Trumna
Strona:PL Kraszewski - Żacy krakowscy.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.