i ona stanęły razem u dołu, bo ciężar niespodziewanie przybywający jej ciała, wyrwał grabarzom sznury. — Głośny krzyk rozlegał się po cmentarzu — potem cichość oczekiwania i wszyscy posunęli się po nad grób, szepcząc i krzycząc. — A nikt nie miał łzy w oku tylko jeden parobek, a nikt nie stał bliżej jak pan Florek, oba mieli przyczynę — lecz tak różną!! — Wśród powszechnej cichości dały się słyszeć jęki na dnie dołu i uderzenia o trumnę.
Halka rzucała się na dnie dołu i głos jej słabnął co chwila. Prędko spuścił się parobek po sznurze i podjąwszy jej ciało uwiązał je do sznura. Wyciągniono na brzeg biedną Halkę, ale ona już nie żyła, czoło miała świeżo rozbite o trumnę, a twarz zeszpeconą poznałby chyba ten ktoby jej żałował — jej jeden żałował tylko.
Pogrzeb się skończył, doły się zasypały. W piątym małym, nikczemnym dole leżała Halka bez trumny, tuż koło brata. Dół jej kopał parobek, i sam nad nią mówił modlitwę — jedną, bo jedną umiał tylko. Państwo Florkowie mocno jej żałowali, bo była na cały rok zapłacona.