wydała. Najdrobniejsze szczegóły, najżmudniejsza praca, były mu najulubieńszą zabawą — i dla tego ze wszystkich nauk filologja i języki najlepiej mu się podobały, a szachy zapełniały wszystkie godziny wolne od obowiązku i pracy. W nocy naśladując lucubrationes sławne Cycerona ślepił niedogasłemi oczyma nad grubemi edycjami Hezioda i Ksenofonta, które z szachownicą najdroższy skarb jego składały. W sercu był to dobry człowiek, lecz w obejściu tak nadzwyczajnie powolny, że cokolwiek żywszych od siebie w niecierpliwość wprawował. Chód i mowa jego szły w parze z charakterem, kroki mierzył powolnie i troskliwie, a gdy po długim namyśle ozwał się przecie, mówił tak leniwo i szczegółowie, że nigdy końca doczekać się nie było można. Z twarzy nawet jego sama wyglądała powaga, oczy miał wielkie i nieruchome, czoło pochyłe niskie i zmarszczone i wąs zawiesisty — resztę twarzy golił starannie. — W charakterze jego i to jeszcze było godnem uwagi, że gdy po długiem rzeczy rozbiorze stanął na jakiem ultimatum, żadna w świecie siła moralna nie mogła mu z głowy wywindować jego przekonania, przy którym stał uporczywie, choćby go to cząstkę nawet życia kosztować miało. Zdawało mu się bowiem, że gdy więcej od innych łożył czasu na rozmyślanie o każdej rzeczy, miał prawo znać ją lepiej od tych, którzy ją tylko mimochodem zaczepili.
Do niego to prosto z pogrzebu posunęli się studenci wszyscy ze zwykłym krzykiem, któren jednak cokolwiek poskromiło zbliżenie się do mieszkania osoby, której się więcej od samego króla lękali; bo tamtego władzy bezpośredniej nie czuli nad sobą, tego zaś ciągle mieli przed oczyma i na umyśle.
Strona:PL Kraszewski - Żacy krakowscy.djvu/51
Ta strona została uwierzytelniona.