Strona:PL Kraszewski - Żacy krakowscy.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.

wszystkich, widząc nas pobitych, rannych i rozpierzchnionych, a nie czując litości, jeszcze nas gonić i bić przykazał. Ilu nas tam wówczas nieszczęśliwych i pognębionych było, tylu na to świadków. Ludzie owi zabiwszy czterech z naszych, raniwszy śmiertelnie kilku, którzy gdyby nie litość ludzi pospolitych i nizkich co się ostatkiem chleba swego z nami podzielą, może by na ulicach marnie poprzepadali — naigrawawszy się z nas bez litości, dopiero odeszli.
Cóż N. Panie, jeźli zuchwalstwo ludzi, pod bokiem twoim i oczyma prawie, takich się będzie dopuszczać bezprawiów? w co pójdzie moc królewska, jeżeli im to przepuścicie? Przyjdzie może do tego, że nas potem sieroty na śród ulicy codziennie kamienować będą.
I za co?
Lecz jeżeli przewinienie tak jawne i wielkie ujdzie kary pójdziem ztąd pewniejszego szukać miejsca dla nauk, które w ciągłej bojaźni i swarach ostać się nie mogą. Racz pokazać N. Panie, że by najwyżej zbrodnia stała, twoją jest rzeczą pchnąć ją z tej wysokości i przyzwoicie dla przykładu świata ukarać. — Gdyby się to co nam, i sługom tylko jakiego możnego pana stało, byłaby sprawiedliwość, a myż nędzniejsi jesteśmy od sług i pachołków, dla tego żeśmy ubodzy i nikt za nas przemówić nie chce? Tyś ojcem sierót N. Panie — tyś nasz sędzia, innego znać nie chcemy. — Wysoka twoja mądrość dójdzie winnego, a sprawiedliwość go ukarze.
Dokończywszy mówca skłonił się nisko, a król kiwnął głową. Przez cały ciąg mowy zwrócone miał oczy na obwinionego, chcąc wyczytać w poruszeniach jego twarzy to, co miał sądzić o przewinieniu; ale spokojne lice, którem nic poruszyć nie potrafiło, zrobiło go je-