szcze niepewniejszym względem prawdy, z której była strony.
Gdy studenci mówić przestali, nie odzywając się, ręką tylko dał król znak drugiej stronie, aby tłumaczenie swoje wyłożyła, a ks. Czarnkowski wystąpiwszy nieco naprzód, ozwał się cichym lecz pewnym głosem.
— Niemniej N. Panie w sprawiedliwości Waszej ufam i jej się oddaję w tej sprawie, jak ci których obwinienia niesłusznego z chrześciańską wysłuchałem pokorą. Ludzka rzecz pobłądzić w zdaniu i dla tego nie mam wcale za złe Ichmościom panom studentom, że uniesieni żalem zwrócili się z obwinieniem na mnie. Mówił ks. Czarnkowski ale go nikt nie słuchał, poprzednim wykładem sprawy wszyscy prawie ujęci i król sam nawet jak się zdawało, szeptali tylko i sądząc za niegodne uwagi to co ks. Czarnkowski mówił na obronę swoją, sami między sobą rzecz już tę wcześnie rozwiązywali. On nie mięszał się tem bynajmniej i spojrzawszy tylko po wszystkich, dalej mówił:
— Gdy się ów nieszczęśliwy rozruch stał podle mego domu N. Panie — nie było mnie tam.
— Jakto? przerwali studenci, niebacząc na przytomność króla — jakto? a to żeśmy wszyscy Waszmość widzieli. — Jak tego zapierać się możesz...
— Dajcież mi Waszmość dokończyć — przerwał pokornie ksiądz i niezważając na wzrastające znowu coraz głośniejsze szepty, które głos jego tłumiły, mówił dalej:
— Przytomny tu ks. Wojna poświadczy N. Panie, że dnia pozawczorajszego byłem u niego z przytomnymi tu osobami na wieczerzy, i bawiłem aż do samego końca rozruchu.
Strona:PL Kraszewski - Żacy krakowscy.djvu/63
Ta strona została uwierzytelniona.