— Jednak miałeś Waszmość czas jeszcze powrócić, aby nas kazać zabijać — przerwał mu znowu student popędliwie. Świadki wasze jak widzimy są w liczbie czterech, naszych tylu, ile nas tu w sali, ile mieszkańców podle miejsca gdzie się to działo.
Ks. Czarnkowski milczał, król namarszczywszy się i wlepiając w niego oczy, zapytał:
— A Waszmość co na to?
— Niczem innem składać się nie mogę N. Panie, tylko tem com już mówił, nie było mię wówczas doma, na to i więcej świadków postawić mogę. Gdym powrócił znalazłem tylko jednego pijanego sługę, który w sukniach moich leżał na łóżku. Wnet i inni powrócili, którzy przyszedłszy do mnie, opowiadać mi zaczęli, jako spełnili wolę moją i studentów pogromiwszy przepędzili.
— Utknął się! aha! a co! wrzasnęli studenci; on mówił dalej spokojnie:
— Ja z podziwieniem odpowiedziałem im, żem tylko co do domu powrócił i przejrzałem do razu, że ów co w sukniach moich leżał, gdy w ciemności wyszedł na próg jak sam powiada i krzycząc towarzyszów zachęcać począł, wzięto go za mnie bez ochyby. Co, gdy im gromiąc, ich odpowiedziałem, zaląkłszy się pouciekali nocą. Świadkowie moi, żem późno od nich powrócił poświadczą.
I obrócił się do świadków, ale spojrzawszy na nich, zobaczył na twarzach wszystkich jakąś niepewność, która dla niego źle rokowała.
Widząc ci albowiem, że przeciw ich nadziejom król nie brał strony ks. Czarnkowskiego, zalękli się zaraz i odmienili zdanie, sądząc że lepiej i rozumniej daleko
Strona:PL Kraszewski - Żacy krakowscy.djvu/64
Ta strona została uwierzytelniona.