było, mocniejszej trzymać się strony. Lecz gdy już stawali za świadków i ich za takich ks. Czarnkowski ogłosił — jakże się było od dania za nim świadectwa wywinąć? — chociaż wiedzieli jak ono źle przyjętem będzie i jak przyjdzie nie w porę opierać się opinii króla i wszystkich przytomnych.
Ujrzał więc obwiniony, że świadkowie pomięszani i niepewni zdawali się i poglądali po sobie z pod głowy, jakby się bez słów porozumieć i zgodzić w zdaniach chcieli. Uciszyli się wszyscy, ustały szepty i gwar, król sam obrócił się z uwagą czekając zeznania świadków, lecz ci zwlekali, jak gdyby nie wiedzieli, który z nich miał zacząć. Studenci wyraźną okazywali niecierpliwość z tego ociągania się świadków a wszyscy w ogóle źle rokowali z tej zwłoki. — Sam nawet ks. Czarnkowski niespokojne rzucał na nich wejrzenie, jakby się czego obawiał; co wzięto za przestrach pochodzący z wewnętrznego przekonania o winie i bojaźni kary. Niewinność i cierpliwość ks. Czarnkowskiego na najprzykrzejszą próbę wystawiona została.
Król rozkazał mówić bratu ks. Wojny, który w cudzoziemskim przepysznym stroju stojąc, starał się ciągle być na przedzie, aby ściągnąć na siebie uwagę króla i dworu.
Ten skłoniwszy się nieco zgrabnie i prawie zalotnie z miną wykwintnisia, której się wyuczył w podróżach u francuzów, odchrząknął i stanąwszy, jak by się miał bić na szpady, prosto i prawą nogą naprzód, tak mówić zaczął do króla.
— W licznych i długich moich podróżach po cudzoziemskich krajach, N. Panie — —
Zygmunt August przerwał mu nagle wołając:
Strona:PL Kraszewski - Żacy krakowscy.djvu/65
Ta strona została uwierzytelniona.