Strona:PL Kraszewski - Żacy krakowscy.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

rza rozkaz, aby kapłańskie obowiązki do czasu oczyszczenia się zupełnego z winy zawiesił. Z pokorą i smutkiem zszedł niekończąc mszy ze stopni i widząc odjętą sobie ostatnią pociechę publicznych modłów i ofiary, rozebrał się z ornata, odstawił kielich, który zakrystjan szybko na bok usunął, i w ciemnym zakątku tegoż kościoła, w którym niegdyś celebrował nieraz, wznosząc z mnogim ludem modły do Boga, nie mogąc dziś nawet mszy odprawić, jak gdyby ręce jego kalały ołtarz pański — padł kryżem na zimnej podłodze i z twarzą wlepioną w marmur, wylał łez kilka, łez których nikt nie czuł i nie widział, które za chwilę zatrzeć miały pogardliwie nogi przechodniów.
A gdy tak leżał przyszły mu na myśl spokojne dziecinne lata, kiedy był niczem tylko szczęśliwym. Wspomniał matkę i dom i rodziców, braci i siostry, a potem ogień poszedł po jego głowie, gdy sobie dzisiejszy stan swój przypomniał. — Długo, długo krzyżem leżał — i tak lud omijając go, naigrawał się mówiąc, że umyślnie to robi, aby się pobożnym pokazać. Wstał nareszcie, poszedł i zamknął się u siebie. — Lecz i tu z ulicy dochodziły go słowa, które przechodzący w okna jego domku obelżywie rzucali.
Ciężki to był krzyż do zniesienia!
Tegoż dnia przywołano go do ks. biskupa Samuela na sprawę.
Tu znalazł ks. Czarnkowski seniora Mikołaja Szatkowskiego i jego kolegów, a żadnego ze studentów.
Biskup chodził żywo po komnacie i znać było z jego twarzy że się gniewał. Witającemu go księdzu zimno odpowiedział, a po chwili odezwał się do seniorów głosem, który się starał ułagodzić a w którym pomimo