tego przebijał się cień nieukontentowania.
— Przynieśliście mi Waszmość pismo od studentów, które kogo innego jak mnie silnie by oburzyło. Co znaczą te płoche wymówki studentów, dla których niby stawić się nie chcą do mnie na sąd? Są to zasłony, pod któremi się ukrywa to, iż mnie posądzają o zmowę z ks. Czarnkowskim. Takie posądzenie innyby na mojem miejscu srogo ukarał, lecz znacie mnie Waszmość, żem sam człowiek i Bogu tylko karę zostawuję. On świadkiem moim, że bratu bym rodzonemu nie darował, gdyby się winnym ukazał. Odtąd jak ks. Czarnkowski srogo obwinionym został aż do czasu w którym się usprawiedliwi, zerwałem z nim wszelkie dawne zażyłości stosunki.
Spytajcie go sami Waszmość, czyli nie odebrał odemnie pisma, w którem go prosiłem, aby dla uniknienia podejrzeń do końca sprawy bywać u mnie poprzestał? Nie ja winien jeśli się proźbom moim zadosyć nie stało, jeśli ks. Czarnkowski lekceważąc spokojność moją, rzucił na mnie nowe szmery i podejrzenia wczorajszą swoją w moim domu bytnością.
— Raczysz W. P. M. wybaczyć mi ten krok, odezwał się obwiniony, bom naówczas nic jeszcze o liście który mnie w domu czekał nie wiedział.
Biskup nic już nie odpowiedział, siadł tylko, list studentów rzuciwszy przed sobą na stół, podparł się i milczał chwilę. Potem odezwał się:
— Powiedźcie Waszmość im, że daruję nieroztropnej młodzi, że się na czas naznaczony nie stawiła, jakem przywykł za Boskim przykładem wszystkie przebaczać obelgi.
Senior z kolegami stał cicho i rozważał zapewne
Strona:PL Kraszewski - Żacy krakowscy.djvu/85
Ta strona została uwierzytelniona.