nieśmiejąc się ani słowa odezwać, widząc ks. Samuela przeciw zwyczajowi swojemu poruszonym i nieukontentowanym.
Potem ks. biskup rozpoczął sąd i naznaczył od siebie z między księży wyrozumicielów, a chcąc aby go w wyborze ich nie posądzono o stronność dla obwinionego, wybrał takich, którzy osobiste mieli powody sądzenia na stronę studentów, bo z zazdrości lub pochlebstwa nie cierpieli ks. Czarnkowskiego.
Obwiniony zaś niechcąc, aby odrzuceniem wyrozumicielów rzucić na siebie większe podejrzenie, aby go posądzono że się ich lękał, zezwolił na nich i na liczne przykrości i nie w rachowane skutki sądu, który składać mieli osobiści jego nieprzyjaciele.
Ufał niewinności swojej.
Naznaczano więc dzień i godzinę na scrutinium, gdzie obie strony świadków sobie postawić miały i sprawę tę jak najpilniej roztrząsać, gdyż od króla i biskupa zalecono było, aby nic nie opuszczać na obie strony i bez żadnych względów według najściślejszej sprawiedliwości rozebrać.
Odeszli uspokojeni seniorowie, gotowali się księża mający zasiadać w sądzie, a Czarnkowski milczący i smutny, niosąc w pamięci surowe obejście się wprzódy tak przychylnego mu biskupa, wrócił do samotnego mieszkania walczyć z myślami swemi.