kobiety i takiemu dziecku jak Serafinka prędzej się potrafi podobać, niż twój głupkowaty Oskar...
— A mnie nie liczysz za nic — odpowiedziała Mama...
Szeptano ciszej.. Nie mogłam nic słyszeć, z głową pełną tych tajemnic, wysunęłam się do mojego pokoiku i padłam na łóżku... z bijącem sercem... wzburzona... poruszona...
Wczoraj ręka mi tak drzała, że zaledwie pisać mogłam... Nie spałam noc całą, myśląc co począć. Prawdziwie opatrzność, anioł stróż jakiś pchnął mnie pode drzwi, abym się zawczasu dowiedziała o wszystkiem, i miała czas do namysłu...
Wyszłam do salonu pragnąc udać spokojną, a nie umiejąc się przemódz... Ciotka znalazła mnie smutną i rozmarzoną, i przypisała to wczorajszej awanturce! A! co mnie tam ten jej Rotmistrz obchodzi... Stoję na rozdrożu między starcem sześćdziesięcioletnim, a młokosem idjotą... Bo że idjota... nie ma wątpliwości. Mama go z łaski swej maluje tak awantażownie, jako wielce dobroduszne, chorowite stworzonko... ludzie go oddawna inaczej nazywają. Śli-