Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.

kieć, wiśniowym — rzekł bardzo serjo... Latarnie szlifowane.
— A służby masz pan dużo? spytałam ironicznie...
— E! to tam tego tałałajstwa jest... o! jest. Liberja czarna z lampasami, kamizelki wiśniowe, i kamasze... i akselbanty —
Spojrzał mi w oczy, klasnęłam w ręce i zaczęłam przesmiewając kręcić głową.., Rozśmiał się i bez powodu zaszedł się tak ze śmiechu, że na bliską ławkę paść musiał. Niecierpliwość mnie brała — ale zmuszona mieć go za towarzysza, chciałam wypróbować posłuszeństwa... Podniosłam głowę — kwiatek rósł dosyć wysoko, polne dzwonki, wpatrzyłam się w nie... on także...
— Czy pani? co? dostać?
— Chciałabym je mieć...
Rzucił się z razu, ale skała była stroma — odskoczył, namyślając się — koniecznie?
— Koniecznie — rzekłam ironicznie...
Chłopak biegł drogą bosy... mój cavaliere nie wiele myśląc, chwycił go za ramię, dobył guldena i wskazał mu kwiatek. — Dzieciak w moment się wdrapał na skałę i rzucił kampanellę, którą Oskar mi podał, uśmiechając się.
Podziękowałam mu...