wiem jak długo toczył się powóz, gdy mnie płaczącą, zrozpaczoną... wysadzono z niego do jakiegoś domu, który mi się zdał gospodą. Oskar wprowadził na wschody... pokoje były przygotowane.
Trzeciego dopiero dnia, Baron i Stryj nadjechali, uwolnić mnie z tego więzienia... Nikt w Karlsbadzie nie wie, ani się domyśla wypadku... Rozgłoszono, żem zachorowała... Nocą powróciliśmy do Mamy... która na mnie na pół drogi czekała... Oskar nie zdaje się nawet pojmować, że popełnił — występek. Bredzi i bełkocze niezrozumiale, a całuje mnie i Mamę po rękach... Baron chodzi napuszony, Radca Tajny łaje i grozi synowcowi, Mama ręce łamie, ale wszyscy są jednego zdania, że małżeństwo stało się koniecznością...
Mam obrzydzenie do tego człowieka, pragnienie zemsty nad nim — a ten człowiek musi być mężem moim... Tłumaczy się, że to uczynił z gwałtownej miłości dla mnie. Ale miłość taka, to burza, to piorun — to coś strasznego jak śmierć — ja się go boję... Zwierzęcia w nim więcej, niż człowieka...
Ten szał tak go teraz wysilił i wyczerpał, że leży chory... Stryj ze trzema lekarzami nie odstępują go na chwilę... musi żyć... choćby póty, dopóki się nie ożeni ze mną... A! co się to ze mną stało! co się stało — i któżby był posądził tego głupca o
Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/155
Ta strona została uwierzytelniona.