Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakto, pan śmiesz mnie posądzać!
Słyszałam posunięcie nogami, jakby Ojciec się ukłonił; a po chwili milczenia — rzekł spokojnie:
— Będęż mógł choć teraz widzieć się z moją córką?
Mama otworzyła drzwi, leżałam na łóżku, Ojciec przystąpił i siadł przy mnie...
— Biedne dziecko — odezwał się, pochylając ku mnie, biedna ofiaro...
Zostaliśmy sami — wlepił oczy we mnie, jakby chciał mówić i nie śmiał. Zbliżył się aż do mojego ucha, obejrzawszy, że niema matki...
— Żal mi cię — rzekł — serdecznie żal... lecz, choć się to zdaje już nieodwołalnem — wiesz co — powiedz mi szczerze... Wolisz jenerała, który jest przynajmniej człowiekiem, gdy tamten bydlęciem i idjotą... wolisz go... Ja go znam... to człowiek wyższy... to mój przyjaciel — on się nie będzie wahał i — ożeni się z tobą...
Podniosłam oczy... Ale, ojcze kochany, to nie może być — ja jestem skompromitowaną...
— Czem? tem, że warjat cię porwał? Jenerał jest un homme du monde, un galant homme — ja mu powiem wszystko, on się zgodzi...
W głowie mi się zawracało.