Ślub, wesele, wyjazd w przyszłym miesiącu... mój żywot panieński, swobodny... kończy się, a zaczyna ta jakaś spółka z partnerem zagadkowym, którego dotąd znam tylko strony wcale nie pociągające...
Godziny, któreśmy z sobą spędzili, gdy mnie porwał... wcale przyjemnych po sobie wspomnień nie pozostawiły... Cóż to będzie później...
Cały dzień był dla mnie pełen niespodzianek. Baron przywiózł agronoma... Gdym się o tem dowiedziała, że będzie widział mego narzeczonego, on, co tyle ma rozumu i przebiegłości, o mało się nie spaliłam ze wstydu. Chciało mi się zachorować i nie wychodzić, Mama na to nie pozwoliła. Zastałam ich w salonie już z sobą zapoznanych...
Oskar się przyczepił i przylgnął do niego... trzymał go już za guzik i bełkotał mu coś bez sensu. Agronom miał twarz smętną i wyrazu politowania pełną...
Zobaczywszy mnie, mój dudek, rzucił Opalińskiego i przybiegł wołając głośno:
— A co? nie podobało się!
Już miałam na ustach niegrzeczność, gdy Mama wyręczyła mnie, zachwyceniem i opisem mojego uszczęśliwienia. Zaczęło się tedy opowiadanie o jubilerze cesarskim, który dostarczył tych cudów, o
Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/172
Ta strona została uwierzytelniona.