Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/173

Ta strona została uwierzytelniona.

targu, o cenie, słowem piekłam się ze wstydu. Agronom bębniąc z lekka palcami po stoliku, uśmiechał się...
Gdybym mogła... obu bym była biła... a że mi łzy z oczów nie trysły... niewiem sama, jaka siła je wstrzymała...
Wśród tej męczarni... w przedpokoju głos słyszę... Wujaszek! Mama się zmięszała... mnie się zrobiło mdło... otworzyły się drzwi, wszedł w swoim stroju ekonomskim Wujaszek... ale z twarzą niezwykłą, pochmurny, gniewny widocznie, spojrzał na mnie surowo... przywitał się zlekka i siadł.
Nie było sposobu — Mama zdobywając się na jak najuprzejmiejsze przyjęcie, musiała mu przedstawić Radcę i Oskara, jako mojego narzeczonego. Chwilę zmilczał.
— Bardzo mnie to cieszy, odezwał się — że choć z przypadku, przybywszy tu, dowiaduję się o tak ważnem postanowieniu, tyczącem się mojej siostrzenicy... której los mnie żywo obchodzi. Nie raczyliście dotąd mnie o tem uwiadomić...
— Właśnie pan Oskar miał jechać...
— A! mruknął Wuj — już się nie potrzebował fatygować teraz... Ponieważ się to stało bezemnie, ja wiedzieć o tem nie miałem konieczności.
Położenie było przykre... Radca się przysiadł do