Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/187

Ta strona została uwierzytelniona.

ze swoim Janem, poszedł oglądać niewiem doprawdy co, bo nie mogę pojąć, co by go gdziekolwiek interesowało... Zostaliśmy sam na sam z Jego Ekscelencją, która się przypatrywała mojej smutnej, pochmurnej twarzy. Ten rok, z roztrzepanego nieco dziewczęcia, uczynił mnie starą i znękaną. Musiał dojrzeć nawet z wyrazu moich rysów, jak dalece byłam nieszczęśliwą... Nie myślałam tego taić przed nim.
— Widzę, że podróż nie bardzo zdrowiu kochanej synowicy służyła, rzekł do mnie, wyciągając na słowo.
— Podróż — odpowiedziałam bez ogródki — podróż i zamążpójście zarówno, nie dały mi szczęścia, panie Radco. Na nic się dziś nie przyda skarzyć, ale mogła bym nad losem moim boleć... Znasz pan Oskara... więc mówić nie potrzebuję.
Radca był nieco zmięszany...
— Właśnie, żem go znał, zdało mi się, iż pani potrafisz uzyskać nad nim przewagę, poprowadzić go... i zapewnić sobie w domu położenie, jakie jej należy.
— Nawet gdyby Jana nie było, odpowiedziałam z uśmiechem, nie wiem, czy by to dla mnie kiedy okazało się możliwem. Na to potrzeba więcej — zaparcia siebie, zapomnienia o godności własnej, niżeli ja mogę ich wymódz na sobie. Jan, który znosi razy,