— Czekałam na ciebie Serafinko — odezwała się, gdym jeszcze była w progu — Radca tajny pisze do mnie...
Zmieniła mi się twarz. Mama spojrzała i przerwała.
— Uspokójże się — proszę cię... Dla matki przynajmniej, coś uczynić się godzi... Oskar chory... leży w łóżku — pragnie cię widzieć. Radca mi obiecuje pomoc w moich interesach, byleś się zgodziła choćby odwiedzić męża. Potrzebujęż ci przypominać, że jest mężem, że masz choć dla świata obowiązki?
Nie odpowiadałam nic, łzy mówiły za mnie. Mama zamiast ulitować się nademną, rozgniewała się.
— Serafinko, dziecko moje — ja cię nie poznaję... Przecież choć tyle, dla mnie nieszczęśliwej uczynić możesz... Służba niepłatna, w domu ani grosza, wierzyciele dokuczają, ja tej czekolady którą żyję, nawet sobie nie mam zaco sprowadzić. Chceszże być przyczyną mej śmierci?
Wybiegłam zapłakana, nie mogąc odpowiedzieć, ale Mamę mdłości porwały. Pilska przyszła, na miłość Bożą zaklinając, abym wracała... Jutro jadę do Herburtowa! Wieczorem pożegnałam jego...
Miałam tyle męztwa, żem to spełniła prawie wesoło... oczy nasze się spotkały...
Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/210
Ta strona została uwierzytelniona.